¦wiat³o


Historia ta mog³a zdarzyæ siê w przesz³o¶ci, mo¿e dziaæ siê teraz lub w przysz³o¶ci. Jest wieczna , tak jak wieczne jest ¶wiat³o, bez którego nie powsta³o by ¿ycie.


Wielka b³yskawica przemknê³a przez Kosmos i skierowa³a siê w stronê maleñkiej Zielonej Planety, zawieszonej gdzie¶ w ogromnym, czarnym bezmiarze. Trwa³o to u³amek sekundy. ¦wiat³o b³ysnê³o, a potem zgas³o. Ukry³o siê, czekaj±c na kogo¶ lub na co¶.


Ten dzieñ up³yn±³ mi jak ka¿dy inny. Wieczorem po³o¿y³am siê. D³ugo nie mog³am znale¼æ sobie miejsca. Przewraca³am siê z boku na bok, a¿ wreszcie usnê³am. Znalaz³am siê w dziwnej krainie. By³o tu zupe³nie ciemno. Zawsze ba³am siê ciemno¶ci. Sta³am i trzês³am siê ze strachu i z zimna. Wreszcie oczy zaczê³y rozró¿niaæ poszczególne kszta³ty. Powoli z ciemno¶ci wy³ania³y siê drzewa, domy, zwierzêta i ludzie. Posz³am prosto przed siebie, od czasu do czasu potykaj±c siê o wystaj±ce kamienie. Ko³o mnie szli inni ludzie. Zagl±da³am do okien. Ludzie rodzili siê i umierali. Pracowali, tworzyli, kradli i niszczyli. Ot, normalne ¿ycie. Ale ich oczy pozostawa³y smutne, zgaszone, jakby w ich duszach te¿ panowa³a ciemno¶æ. Nikt nie ¶piewa³, nie tañczy³, nie ¶mia³ siê. Woko³o panowa³a ciemno¶æ i cisza.


I wtedy zauwa¿y³am CZ£OWIEKA. Zachowywa³ siê inaczej ni¿ inni. Chodzi³, rozgl±da³ siê, jakby czego¶ szuka³. Schyla³ siê, co¶ podnosi³, potem odrzuca³. Zaciekawi³ mnie. Sz³am za nim i obserwowa³am. Chodzili¶my tak przez jaki¶ czas, a¿ wreszcie zniechêcony usiad³ na jakim¶ przydro¿nym kamieniu. Wyj±³ kanapki, zjad³ i zamy¶li³ siê. W jego twarzy odbija³y siê ró¿ne uczucia. Zobaczy³am gniew. Schyli³ siê, chwyci³ dwa kamienie i w z³o¶ci uderzy³ jeden o drugi. I wtedy sta³o siê co¶ dziwnego. Spomiêdzy nich buchn±³ snop iskier. Zdziwiony i przera¿ony CZ£OWIEK w pierwszej chwili upu¶ci³ kamienie, ale po chwili podniós³ je i obejrza³. Zachwycony uderza³ raz za razem. Le¿±cy obok niego papier zapali³ siê. CZ£OWIEK po raz pierwszy zobaczy³ ¶wiat³o i poczu³ ciep³o. Cieszy³ siê jak dziecko. ¦mia³ siê g³o¶no, krzycza³, ¶piewa³, tañczy³. Jego serce wype³ni³a rado¶æ. Zapragn±³ podzieliæ siê t± rado¶ci± z innymi. Zdj±³ koszulê, nape³ni³ j± kamieniami i zaniós³ do domu.


W domu nape³ni³ gliniane miseczki olejem i skrzesa³ ogieñ. Pracowa³ wytrwale robi±c ma³e lampki. Potem biega³ od domu do domu i niós³ ¶wiat³o. Tam, gdzie wchodzi³ robi³o siê jasno i ciep³o. Ludzie u¶miechali siê po raz pierwszy w ¿yciu. Niektórzy brali od niego ¶wiat³o i nie¶li dalej. Lecz nie wszyscy. Byli tacy, którzy zakrywali oczy i chowali siê g³êboko pod ³ó¿ka, jakby boj±c siê o¶lepn±æ. A byæ mo¿e bali siê zobaczyæ siebie samych - ma³ych, brudnych, zestrachanych. Mo¿e woleli egzystowaæ, zamiast ¿yæ pe³ni± ¿ycia. Byli te¿ tacy, którzy wziêli lampki, ale nie dolewali oliwy i pozwolili ¶wiat³u zgasn±æ. Pogr±¿ali siê z powrotem w mroku.


Sta³am i patrzy³am. W pewnej chwili podszed³ do mnie CZ£OWIEK i wyci±gn±³ rêce. Trzyma³ w nich malutk± lampkê. Zrobi³o mi siê ciep³o, dobrze. Wziê³am od niego ¶wiat³o i w tym momencie obudzi³am siê. Spojrza³am - moje d³onie by³y puste.


Teraz ju¿ wiem, ¿e moje ¿ycie jest wêdrówk±. Wêdrówk± w poszukiwaniu ¶wiat³a. Mo¿e spotkam na swojej drodze CZ£OWIEKA, który podzieli siê ze mn± swoim ¶wiat³em, a mo¿e znajdê iskrê zaklêt± w kamieniu i sama skrzeszê ogieñ ?


04.02.1996r.

Ma³gorzata Sawicka